niedziela, 30 listopada 2008

Legendy związane z gotyckimi budowlami

Legenda o powstaniu kościoła św. Krzyża
Książe Henryk IV Probus i biskup Tomasz II przez wiele lat toczyli spór o to która władza jest ważniejsza i która ma prawo nadawania przywilejów i nakładania kar. Po wielu latach nawet uczestnicy sporu zapomnieli co było powodem ich waśni. Ponieważ Książe starał się objąć władzę królewską w Polsce konieczne mu było poparcie duchowieństwa biskup był zajęty budową kościoła gotyckiego na Ostrowiu Tulskim i jemu także była potrzebna pomoc władcy. Na znak pokoju Książe postanowił jako wyraz zgody i podziękowania za dobrodziejstwa postanowił ufundować na Ostrowiu Tumskim kościół pod wezwanie św. Bartłomieja- patrona Piastów wrocławskich. Budowę rozpoczęto w 1288 roku podczas wykopywania dołu jeden z robotników znalazł korzeń dziwnego kształtu. W górnej części korzenia dało się dopatrzyć Chrystusa na krzyży z na dole stojących pod nim postaci, prawdopodobnie matki i Jana Chrzciciela. Wieść o przedwinym korzeniu dotarła do biskupa i została przez niego odczytana jako znak, że kościół powinien być pod wezwaniem św. Krzyża. Gdy dowiedział się o tym Książe zmartwił się trochę ponieważ nie mógł złamać słowa danego patronowi swojego narodu. Zdecydował aby najpierw wybudowano kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja, a nad nim kościół pod wezwaniem św. Krzyża. Tak oto w jednym miejscy powstały dwa kościoły.




Legenda o mostku czarownic
W kościele św. Magdaleny dwie wieże, które były połączone przed drewniany mostek- galeryjkę. Wieczorem można było dostrzec jak dziwne postacie krążą wokół mostka. Legenda głosi, bowiem, że są to dusze młodych dziewcząt, które przez całe życie zwodziły mężczyzn. Nigdy nie chciały się ustatkować, nie interesowały ich prace związane z domem oraz rodziną. Jako pokuta musze przez wieczność przebywać na owym mostku. W dawnych czasach matki przyprowadzały swoje córki pod mostek czarownic, aby pokazać im, jaki los może je spotkać, jeśli nie będą żyły właściwie. Dziś już nie ma mostku łączącego wieże, ponieważ został on niszczony przez działania wojenne.



Dzwon grzesznika
Był niegdyś giser dzwonów (dziś wiemy, że nazywał się on Michał Wilde) był on mistrzem i wykonywał dzwony, które rozbrzmiewały na Śląsku. Dostał on zadanie, aby wykonać dzwon dla kościoła św. Marii Magdaleny. Miał on już formę na dzwon, ale był spragniony wiec postanowił pójść się pokrzepić trunkiem, najprawdopodobniej piwem z piwnicy świdnickiej. Wydał on polecenie swojemu czeladnikowi, aby przypilnował warsztatu, ale pod żadnym pozorem nic nie ruszał, a zwłaszcza kotła ze spiżem. Jednak niecierpliwy uczeń przekręcił kurek w kotle i wylał płynny stop. Forma wypełniła się płynną treścią, a przestraszony chłopiec pobiegł do mistrza, aby go błagać o przebaczenie. Giser w ogromnym gniewie i szale nie zastanawiając się zbytnio przebił ostrym nożem pierś chłopca i pozbawił go życia. Pobiegł sprawdzić, co się stało w ludwisarni, okazało się, że dzwon był odlany idealnie. Czeladnik sam oskarżył się przed sądem i wydał na siebie wyrok skazujący na śmierć. Ostatnią wolą jego było, aby usłyszeć ton dzwonu. Tak tez się stało dnia 11 kwietnia 1387roku. Gdy skazywano potem kogoś na śmierć przed wykonaniem wyroku dało się słyszeć dzwon nazwany „dzwonem grzesznika”.


Legenda o „bramie kluszczanej”
Bardzo dawno temu w Dębiu żył chłop. Był on dobrym i poczciwym człowiekiem, ale był strasznym głodomorem. Jego przysmakiem były kluski śląskie, które przyrządzała mu jego żona. Gdy kobieta zmarła, martwił się chłop strasznie, bo nikt nie potrafil mu gotować jego ulubionego przysmaku. Pewnego dnia przybył na targ na Ostrów Tumski. Gdy już nastał wieczór, po załatwieniu wszystkich spraw chłop miał już wracać do domu, jednak przechodząc obok katedry poczuł znużenie po całym dniu i postanowił odpocząć chwilkę. Spoczął naprzeciwko bramki łączącej kościół z sąsiednim budynkiem biblioteki kapitulnej i usnął. Śniły mu się anioły, ukazała mu się też go żona. Prosiła go, aby nie opłakiwał tak strasznie straty po niej, ponieważ zakłóca to jej wieczne szczęście, i że spełniając jej wolę zostanie nagrodzony. Gdy się przebudził, zobaczył, że stoi przed nim kosz z jego ulubionymi przysmakiem: kluskami śląskimi i wędzonką. Po skosztowaniu wiedział, że muszą to być kluski jego żony, ponieważ tylko ona umie przygotować tak smaczne. Chłop był strasznie głodny i postanowił skosztować troszkę, ale nawet się nie spostrzegł jak została mu tylko jedna. I tą ostatnią kluskę przez łakomstwo postanowił zjeść, ale nadleciał ptak i porwał kluskę. Rozzłościło to strasznie chłopa i rzucił miską w ptaka. Trafił go w momencie jak ptak był nad bramą. Ugodzony ptak wypuścił z dzioba kluskę i spadła ona na bramę i skostniała. Dzisiaj na bramie możemy zobaczyć ów kluskę. Dlatego brama zwie się „bramą kluszczaną”.dzwon nazwany „dzwonem grzesznika”.





bibliografia:


1. Andrzej Konarski "434 zagadki o Wrocławiu"

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Strzał w 10 - tak krótko podsumuję tę notkę!!!

Anonimowy pisze...

Super blog dobrze przemyslany. Kapitalny pomysł ze zdjęciami!!!